Adam i Grzegorz na budowę frytkowego mocarstwa mają jasny plan: – Chcemy zostać polskimi królami frytek!
Zasiadali w zarządzie dużej korporacji. – Poczuliśmy, że to przestało być życie dla nas, trzeba szukać nowego – wspomina Adam. – Grzegorz co rusz przychodził z kolejnymi pomysłami na biznes. Ja w naszym duecie jestem tym marudą, więc kręciłem nosem, aż któregoś dnia zaproponował frytki. Dobra. Polacy kochają ziemniaki.
Niewiele później siedzą już w samolocie do Amsterdamu. – A tam prosto do fabryki frytownic obgadać całą technologię; w Brukseli lustrujemy lokale z frytkami pod drzwiami których ciągną się łańcuszki ludzi. Szybko załapaliśmy, że to, co często serwuje się w Polsce, to jest paździerz, nie frytka.
Łoju wołowego nie będzie
Specjalny gatunek ziemniaków sprowadzają z Holandii. – O ziemniaka trzeba dbać, jak o wino! – mówią. Belgowie kroją frytki na świeżo i przyrządzają swoim sposobem. Sekret tkwi w dwukrotnym smażeniu: najpierw, żeby uzyskać kremowy środek, później – chrupiącą skórkę. – Kolejną różnicą między nami a Belgami jest prezentacja. Tam frytki smażone są na oczach gości, bo najpierw jesz oczami.
Są też pomysły, z którymi panowie nie krzyżują dróg, wśród nich łój wołowy. – Belgowie smażą wyłącznie na nim, przez co frytki są jeszcze bardziej uzależniające. My uznaliśmy, że zostaniemy wege, przy oleju roślinnym.
Polscy królowie frytek
Pierwszy lokal The Fry otwierają w Warszawie. Duże okno z wyskakującymi frytkami, które można jeść oczami – działa cuda. Do tego oryginalny sos belgijski – nie tylko ketchup lub majonez. Są też loaded fries, czyli frytki z dodatkami: domowym sosem serowym z cheddara, kwaśną śmietaną, sosem słodko-kwaśnym, szczypiorkiem albo boczkiem. Są i bataty. A na słodko churrosy jak z hiszpańskiej churrerí, bo robione codziennie ze świeżego ciasta, w urządzeniach do churros sprowadzanych z Hiszpanii.
W 2023 roku Adam z Grzegorzem mają pięć lokali i sprzedają miesięcznie frytki z ośmiu ton ziemniaków. Szósty (i naszym zdaniem najlepszy) jest w Montowni. To nie koniec frytkowego podboju. – Chcemy mieć nie sześć lokali, a sześćdziesiąt i zużywać nie osiem ton ziemniaków, a osiemdziesiąt. My chcemy być polskimi królami frytek!